Nie zawsze było kolorowo
Czy to będzie tekst pochwalny Wojciecha Szczęsnego? Tak, jednak nie zawsze w jego przygodzie z reprezentacją Polski było tak kolorowo. Warto tutaj przytoczyć wywiad Tomasza Smokowskiego w programie “Mój pierwszy raz” z naszym golkiperem. Bramkarz odniósł się wtedy do swoich poprzednich turniejów, zwracając uwagę dlaczego na nich poszło tak, a nie inaczej oraz czego za każdym razem brakowało.
W 2012 roku na mistrzostwach Europy w pierwszym meczu z Grecją, Wojciech Szczęsny w drugiej połowie wyleciał z boiska i osłabił nasz zespół. Na jego szczęście Przemysław Tytoń obronił rzut karny wykonywany przez Jorgosa Karagounisa. Szczęsny przyznał, że na tym turnieju poszło tak, a nie inaczej z powodu jego słabego przygotowania mentalnego. Wychodząc na murawę czuł, że się gotuje w środku i może coś “odwalić”. Dodał też, że ta czerwona kartka była konsekwencją tego, jak słabo Polacy rozpoczęli w tym meczu drugą połowę. Turniej do kosza, o którym tak naprawdę każdy z nas chciałby zapomnieć.
Cztery lata później we Francji Wojciech Szczęsny doznał kontuzji podczas meczu z Irlandią Północną. Jechał na mistrzostwa Europy jako podstawowy bramkarz, lecz uraz wykluczył go z reszty turnieju. Sukcesy swoich kolegów jakimi bez wątpienia były wyjście z grupy, a następnie pokonanie Szwajcarii, oglądał z ławki rezerwowych. Wtedy turniej życia grał Łukasz Fabiański, który nie zamierzał łatwo dać się pokonać. Szczęsny mógł czuć, że kontuzja odebrała mu życiową szansę na pokazanie się z jak najlepszej strony.
Ciągle czegoś brakowało
Mundial w Rosji to klapa mentalna i koniec pewnej epoki. Adam Nawałka po sukcesie we Francji zaczął eksperymentować i w kilku meczach zaczęliśmy grać trójką obrońców. To nie zdawało egzaminów. Dodatkowo w trakcie turnieju kontuzji doznał Kamil Glik, przez co nasza gra obronna bardzo ucierpiała. Szczęsny popełnił fatalny błąd w meczu z Senegalem. Wyszedł z bramki i po prostu minął się z piłką. Wtedy cała nasza drużyna zachowała się bardzo dziwnie i mało profesjonalnie.
W każdym razie po turnieju mogliśmy spokojnie mówić o kolejnym zawodzie. Dostaliśmy lanie od Kolumbii, a z Japonią staraliśmy się ratować honor w bardzo brzydki sposób. Znowu klapa. Szczęsny stwierdził, że przed turniejem czuł iż nie mamy tam po co jechać. W grupie coś się zaczęło wypalać. Po latach widać, że te obawy okazały się niebezpodstawne.
Jakby tego było mało, to przyszło jeszcze Euro 2021. W nim Wojciech Szczęsny nie popisał się w meczu ze Słowacją. Do tej pory nie potrafi zrozumieć jak w tym meczu odnieśliśmy porażkę. Według niego byliśmy o dwie klasy lepszą drużyną od naszych południowych sąsiadów. Golkiper świetnie bronił w meczu z Hiszpanią, a w meczu ze Szwecją dał sobie wpuścić trzy gole. Z turnieju znowu wracaliśmy z niczym.
Przyszła odwilż
Czas skończyć z tymi przykrymi momentami. Po nich widać, że były bramkarz Arsenalu się zreflektował i postanowił wrzucić na większy luz. Już się tak nie przejmuje niepowodzeniami. Stał się jednym z liderów drużyny, który do zespołu wnosi nie lada spokój i opanowanie. Dowodem na to są dwa rzuty karne obronione na mundialu w Katarze. Tak naprawdę dzięki Szczęsnemu wyszliśmy z grupy mistrzostw świata po raz pierwszy od 36 lat. Nasz bramkarz nie bez powodu został okrzyknięty przez wielu ekspertów najlepszym zawodnikiem w naszej drużynie. Zagrał fenomenalny turniej, pokazując swoją klasę.
Teraz przyszedł mecz z Walią, w którym Szczęsny obronił jedenastkę, tym razem dającą nam awans na mistrzostwa Europy. Jego występ z Walią trafnie ocenił Mateusz Borek.
– Dobrze się stało, że bohaterem tego spotkania został Wojciech Szczęsny, bo myślę, że mimo wszystko jest to jeden z kilku najwybitniejszych bramkarzy w historii reprezentacji Polski. Pewnie gdyby nie ten ostatni czas w jego wykonaniu, obronione karne, występ na mundialu czy wczorajszy mecz, to jego kariera nie byłaby zapamiętana przez kibiców w sposób należyty. Szczęsny w ostatnich latach to jest “Wojciech Wielki”. Odpowiedzialny, dojrzały, i szczery. Po prostu wielki bramkarz reprezentacji Polski – powiedział Borek.
Może w całych eliminacjach nie zawsze nam pomagał, lecz potrafił się wznieść na wyżyny w tym najważniejszym momencie. Sukces, który de facto osiągnęliśmy możemy zawdzięczać właśnie jemu. Spieszmy się go kochać, bo zaraz możemy go nie mieć w reprezentacji Polski. Sam zawodnik o tym otwarcie mówi
Zejść ze sceny z klasą
Szczęsny zagrał z orzełkiem na piersi dotychczas w 81 spotkaniach. Jest to absolutny rekord, jeśli chodzi o występy polskich bramkarzy w reprezentacji Polski. Ten wynik można jeszcze wyśrubować. W końcu jedziemy na mistrzostwa Europy, na których zagramy co najmniej trzy mecze. Dodatkowo jeszcze przed turniejem zmierzymy się z Ukrainą i Turcją. 33-latek jednak podkreśla, że po mistrzostwach Europy najprawdopodobniej zakończy reprezentacyjną karierę.
– Może być mnie ciężko namówić, ale dziękuję. […] Ta drużyna jest w fazie budowy. Ja jestem tym bardziej doświadczonym zawodnikiem, który powoli zamierza kończyć z grą w kadrze, ale mam nadzieję, że uda się przełożyć ten awans na niewstydliwy występ na Mistrzostwach Europy – powiedział w rozmowie z TVP Sport.
Ewidentnie Szczęsny chce zejść ze sceny jaką jest gra dla Polski, kończąc całą tę przygodę dobrym turniejem reprezentacyjnym. Widać, że gra dla polskiej reprezentacji nie sprawia już mu takiej radości, co kiedyś. Wie jak to wszystko wygląda. Czuje w środku, że trzeba ustąpić miejsca innym, młodszym i przede wszystkim głodniejszym nowych wyzwań bramkarzom.
Zabraknie tego uśmiechu
Wiele było krytyki na Wojciecha Szczęsnego przez ostatnie lata. Jego kariera w reprezentacji nie zawsze była usłana różami. Nie brakowało w niej wzlotów i upadków. Niejednokrotnie w niego wątpiono i oskarżano o stratę goli. Mimo to w XXI wieku nie mieliśmy takiego bramkarza. Polak przecież regularnie gra w topowych europejskich klubach, prezentując równy i wysoki poziom.
Chce zakończyć grę z orzełkiem na piersi na swoich warunkach i wierzy, że koledzy z drużyny mu na to pozwolą. Jedno jest pewne. Jeszcze za Szczęsnym zatęsknimy i będziemy go mile wspominać. Swoim barwnym i bezpośrednim stylem życia niejednokrotnie pokazywał jak sympatycznym jest człowiekiem. Takich ludzi w naszej piłce jest coraz mniej.